Kościółki

Wąwozy

Twierdze

Muzea

Plaże

Drogi i Mapy

Naszym zdaniem

Dzień drugi. Poniedziałek. O 9-tej odbieramy samochód. To jest Grecja, więc trochę póżniej i nie ten co zamawialiśmy, ale luzik. Wyjazd. Nasz pierwszy. Najpierw poszukiwania stacji benzynowej.

Tu gdzie jesteśmy to tylko hotele, rent a car, tawerny i to by było na tyle. Jedziem. Przejechaliśmy ten zjazd na Lassiti, który zaproponował Jurek, bo jeszcze nie było stacji. Wreszcie jest. Tankowanie i ruszamy dalej. No to ewentualnie zjazdem "powrotnym". Gdzieś nam umknął. Wkopaliśmy się w nadmorskie kurorty. Nic to. Przecież to urlop. Wreszcie przejechaliśmy te promenady z kosmiczną ilością butików i wszelkich innych sklepików, z rzeczami niezbędnymi podczas letniego urlopu w ciepłym kraju tzn.jubilerzy,kuśnierze,czapecznicy itd.

Decyzja, jedziemy od strony d..y, czyli wg przewodnika w Neapoli za rynkiem ostro w lewo. Poszło. Droga cudnie w górę, górę, górę. Zatrzymujemy się na chwilę przy Kremasto Monastery. Widoki cudowne. Góry pasma Selena takie surowe i gdzieś tam w żlebach resztki śniegu. Końcówka maja, południe Europy a tu śnieg -to coś czego się nie spodziewaliśmy. W tawernie za wsią Zenia zatrzymaliśmy się na cafe frappe. Tylko my, obsługa no i dwa psy.Posiedzieliśmy, pogadaliśmy- polski, angielski, niemiecki, grecki i dostaliśmy od Pani szefowej namiary na tawernę w Spinalondze prowadzoną przez jej brata. Ot takie fajne układziki w stylu "łon łonemu". No to dalej na Lassiti. Rzeczywiście, po przebiciu się przez przełęcz, widok cudo. Ale tego co było w 1973 roku, czyli kręcących się białych wiatraków nie ma. Są ich ruinki. Nie rozumiem. Wiatr hula jak oszalały, a oni biorą wodę do nawadniania przez pompy elektryczne. Już rozumiem genezę kryzysu. Na boczku, chyba południowym, płaskowyżu, zahaczyliśmy o jaskinię Dikti. Ścieżka po kamiennych schodkach, stara, bardzo nierówna, ale daliśmy radę. Ludzi dużo. Najwięcej Niemców i Rosjan. Pakt Ribentrop Mołotow cholera jasna. Ale nic to. Poszliśmy do jaskini Zeusa. Odwiedziliśmy Go. Co do rewizyty nie odezwał się gbur jeden. Ponieważ miało być spotkanie z rezydentką, pojechaliśmy prosto do hotelu, drogą którą Jurek przewidział jako dojazdową na płaskowyż. Rzeczywiście piękna, a widoki wspaniałe. Na spotkanie spóżniliśmy się, więc odwrót. Wracamy na Lasithi. Mamy niedosyt. Dojechaliśmy na tę przełęcz, którą pamiętam, z ruinkami kamiennych wiatraków. Wróciłam do czasów zamierzchłych. Poczułam się 40 lat młodsza - mentalnie oczywiście, bo ciało raczej tej informacji nie dostało, a szkoda. Ale nie jest źle. Łazimy, dajemy radę i z wyższością patrzymy na tych, co plaszczą tyłki nad przyhotelowymi basenami lub dreptają po promenadzie. My utytłani z plecakami, kijkami i uchachani od ucha do ucha. Jest super. Po drodze obiadek w tawernie przy drodze na Lasithi. Bardzo fajny. W naszym menu dolmades - ichnie gołąbki, tyle że w liściach winogron. Ze względu na rozmiar "otuliny" ich wielkość to okolice naszych uszek. Kto to dziabie? Szacun. Pyszne, a do tego sałatka grecka z dużym kawałkiem fety, taki naprawdę "more cheese" i tzatziki. Ekstra. Na poczęstunek po obiadku talerzyk owocków (arbuz, jabłko i coś nowego- owoce "murni"). A co to? To jest morwa. Przy próbie ustalenia co to jest, to to obok jabłka i arbuza, okazuje się, że Pani kelnerka jest rosjanką, więc łatwiej dogadujemy się co do owocka. Pokazała nam drzewo, zeskubaliśmy na żywca z drzewa owocki, dostaliśmy całą rynienkę na drogę (owocków z lodówki).Jakie pyszne. Dobra, koniec bo mi ślinka cieknie. Powrót z Lassiti nową drogą świeżo zrobioną, której nie ma na naszych mapach,ale była na mapie z "rent a car". No to sprawdzamy. na mapie wygląda na krętą i taka jest. Zboczem jednej góry w dół po serpentynach, a potem zboczem drugiej w górę. Jurek cały szczęśliwy, ja też. Tak miało być. Do Analipsi wracamy wieczorem. Jesteśmy głodni. Tak trochę głodni,ale jak przystało na wczasowiczów idziemy do knajpy. Łapie nas Pani naganiaczka (bardzo podobna była w knajpce w Polsce blisko naszego domu). Dość sympatyczna. Dogadujemy się po angielsku i niemiecku. Narzeka na kryzys i hotele, w których jest wszystko, więc ludzkość nawet nie wychodzi do knajpek. Ot znamię czasu - drinki do basenu , to po co jechać na Kretę. Czepiam się, ale mogę, jestem wszak na urlopie. W knajpie przy promenadzie oprócz jedzenia kontynentalnego, jest również tradycyjne greckie. Wzięliśmy musakę i stufado. Owszem dobre. Na poczęstunek owocki plus dwa kieliszki bimbru. Ja się zalkoholizuję. To już cztery wlane w siebie (w tamtej knajpce i tutaj, a Jurek jest "driver"). Wieczorem, raczej póżnym, powrót do hotelu. Bety do pokoiku, a my do hotelowej knajpki na piwo i wi-fi, żeby pogadać z córciami. Piwo jest a i owszem. Zimne, fajne i do tego od szefa poczęstunek- jak myślicie, co?- tak, dwa kieliszeczki własnoręcznie pędzonego. Fakt, najlepszy z tych bimberków. Powrót do pokoju i tu niemiła niespodzianka- brak ciepłej wody. No to Dzień Dziecka. Idziemy spać, rano się umyjemy.

{gallery}images/dz2{/gallery}

Komentarze  

#1 Ania 2019-09-16 19:17
Hej wielkie dzięki za post !
Cytować

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Gościmy

Odwiedza nas 5 gości oraz 0 użytkowników.

Napisz do nas

04-150527_gr_20040155.jpg

Lasithi trasa do pobrania

Lasithi, Jaskinia Dikti

  • Zabytkowy wiatrak pod Pinakiano
  • Płaskowyż Lasithi - widok spod jaskini Dikti
  • Jaskinia Dikti
  • Jaskinia Dikti
  • Do jaskini Dikti można dojechać na osiołku
  • Dolna stacja osiołków do wynajęcia
  • Knajpka pod Pinakiano ściąga turystów nowymi wiatrakami i punktem widokowym
  • Serpentyny pod Pinakiano
  • Serpentyny pod Pinakiano
  • Kozy są wszędzie
JSN Tendo template designed by JoomlaShine.com