Dzień piętnasty - niedziela - ostatni. Śniadanko, pochłaniamy resztki. Pijemy kawki robione już z ostatków, ale mimo to dobre. Zbieramy nasze bety i opuszczamy pokoik, żeby dziewczyny przy świętej niedzieli, mogły wcześniej odsprzątać pokój dla ewentualnych następców. Musimy go opuścić do 12.
W południe kończy się doba hotelowa. Walizki upychamy pod kontuarem na recepcji i idziemy uzbrojeni w plecaki (czyli nasz bagaż podręczny) na ostatni spacer nadmorski. Obserwujemy samoloty podchodzące do lądowania, bądż właśnie wystartowane z Iraklionu. Za parę godzin my tam będziemy, w sensie w górze i będziemy tęsknie patrzeć na molo, falochrony i morze. Wylot mamy o 1730. Dwie godziny wcześniej trzeba być na lotnisku. Do tego dojazd autokarem, który zbiera urlopowiczów z wielu hoteli. Zabiera to sporo czasu, więc już o 1330 czekamy w hotelowej restauracji. Autokar przyjeżdża z kilkuminutowym opóźnieniem, wsiadamy, machając jeszcze na pożegnanie bardzo miłej właścicielce. I na lotnisko.
Odprawa bagażowa. Stoimy i czekamy. W końcu kolejka rusza. Stanowiska ważenia i prześwietlania bagażu są obok siebie. Po zważeniu, musimy jednak obejść całą kolejkę i podejść do prześwietlania na nowo, stojąc oczywiście znowu w kolejce. Nie wiem czemu tak to zorganizowano, ale wiem, że można dopakować do walizki ile strzyma, bo już była ważona. Po odprawie poszło błyskawicznie. Autobus, na pas do samolotu i wsiadamy. Linie Aegan, którymi lecieliśmy w obie strony, uważamy za bardzo dobre. Żadnych opoźnień, miła obsługa (mówiąca po polsku) w sumie sporo miejsca na nogi. Jurek nie narzekał, a ma 190 cm. Kołowanie i jesteśmy w powietrzu. Jeszcze rzut oka na Heraklion i pa pa Kreto.
Odwiedza nas 3 gości oraz 0 użytkowników.
Komentarze
Teksty . oddają atmosferę zwiedzania .Lekkie pióro autorki powoduje,że opisy pełne uroku z przyjemnością czyta się.
Oj.chciałoby się polecieć na Kretę ....